piątek, 1 lutego 2019

Rozdział 3 "Krążąc i knując"

Od kiedy zaczęły pojawiać się przebłyski, musiały minąć dwa lata, by jej wiedza o poprzednim życiu została skompletowana. Spotkania z Anselmem zdążyły zmienić się z aberracji w zwyczaj. Przez ten czas nauczyła się całkowicie mu ufać. Jego pomoc okazała się nieoceniona. Służył jej wsparciem i radą. Czasem udało mu się zdobyć jakieś informacje od brata, które to później jej przekazywał. Rozszyfrowywali razem tajemnicze wiadomości od Pani Życia i układali w całość wspomnienia. Bronił ją przed pułapkami Morta, a sam jego widok odstraszał źle życzących księżniczce ludzi.
Wbrew temu wszystkiemu jednak, rzadko widziano ich razem. On został pełnoprawnym rycerzem i wszedł w dorosłość. Jej nadano miano honorowej kapłanki Vity i powierzano coraz więcej obowiązków. Poza tym przy swoich spotkaniach starali się pozostać raczej niezauważeni. Nigdy nie było do końca wiadomo, z jaką reakcją może się spotkać ich relacja, gdyby została upubliczniona. Raczej rzadko można było zaobserwować tak rozwiniętą znajomość między dwojgiem szlachetnie urodzonych młodych ludzi, która nie miała podłoża romantycznego. Choć może romantyzm jest złym słowem. Na dworze królewskim, gdzie patrzono na każdy twój ruch i wciąż trzeba było umacniać swoją pozycję, związki były zazwyczaj niczym więcej jak tylko polityczną grą. Zaloty jednak były wszechobecne. A już samo to niepokoiło Penelopę. Z pewnością ktoś odczytałby ich spotkania w taki właśnie sposób, co znacznie wszystko komplikowało.
Gdyby Anselm rzeczywiście starał się o jej rękę, nie spodobałoby się to znacznej części szlachty. Ród Invel i tak już zyskał znaczną potęgę, gdy jego dziedzic objął stanowisko Najwyższego Kapłana. Małżeństwo z członkiem rodziny królewskiej jeszcze umocniłoby jego pozycję. A młodzieniec miał duże szansę, by prośba o jej rękę została rozpatrzona pomyślnie. Potężny ród, wysoko postawiony, bo niemal na równi z samą rodziną królewską. Młody, obiecujący rycerz, służący królestwu. Wreszcie bliski przyjaciel jednego z książąt, darzony głębokim zaufaniem. Gdyby jeszcze ich liczne spotkania zostały ujawnione, przesądziłoby to sprawę. Osobiste preferencje co prawda znaczyły tyle co nic, ale dziewczyna była w końcu jedyną córką. Oczkiem w głowie rodziców. Jeśli nadarzyłaby się okazja na pewno ich wybór padłby na tego, którego darzyła sympatią.
Dlatego właśnie ich spotkania pozostały sekretem. Nawet najbliższa służba księżniczki wiedziała tylko o kilku z nich. Prawda, ufała im, jednak wiedziała co nieco o pałacowych plotkach. Nigdy nie można było ich kontrolować.
Kolejny jeszcze rok minął jej między determinacją do wykonania zadania, a stanem niemal depresyjnym. Po ostatnich wspomnieniach domyśliła się, że mężczyzna ze świątyni odrodził się by zostać Najwyższym Kapłanem. Długo dyskutowała o tym z Anselmem. Braci nie łączyła może szczególna więź, jednak wciąż trudno było uwierzyć, że stało za tym coś takiego. Penelopa często modliła się do Vity, by ta potwierdziła jej przypuszczenia, ale nigdy nie uzyskała jasnej odpowiedzi. Wciąż pojawiały się tylko ostrzeżenia. Dziewczyna zaczęła stawać się wręcz zdesperowana, kiedy Anselm postanowił podejść do sprawy z inne strony. Podczas gdy ona wielbiła Panią Życia, a za Mortem, ładnie ujmując, nie przepadała, on od najmłodszych lat na równi czcił oboje najwyższych bogów. Jeśli więc Vita nie odpowiadała, naturalnym wydawało się zwrócenie do jej męża.
Gdyby powiedział jej wcześniej o swoich planach, pewnie by go wyśmiała. A on i tak by to zrobił, w końcu jego pomoc nie zawsze polegała tylko na wspieraniu jej we wszystkim, co sobie postanowi. Wtedy zaś mógłby wyskoczyć z całkowicie nieoficjalnym i zupełnie nieszlacheckim 'A nie mówiłem?'. Ale to tylko jeśli informacja byłaby inna. W rzeczywistości przez jakiś czas nie był nawet w stanie powiedzieć księżniczce o odpowiedzi Morta. Wiedział, że przez pomoc Penelopie, stanie przeciwko bratu, ale nigdy nie podejrzewał, że dosłownie. Pomyślałby, że odkrycie prawdy sprawi, że straci jakiekolwiek uczucia do brata. Nie mógł się bardziej mylić. Prawda w jakiś sposób sprawiła, że go zrozumiał. Cały dystans do rodziny, do niego, nagle nabierały sensu. Niezmierna determinacja i bezwzględne dążenie do celu, stawały się jasne. Przedwczesna wręcz dojrzałość i dziwne niekiedy zachowanie nie mogło już nabrać więcej sensu. A gdy raz o tym pomyślał, nie mógł przestać zastanawiać się, co spotkało jego brata w poprzednim życiu, że był w stanie tyle poświęcić.
W końcu powiedział o wszystkim Penelopie. Tak jak wcześniej ona opowiadała o wszystkim jemu, teraz on wyjawił wszystko jej. Jedno tylko zostawił dla siebie. Później w końcu i o tym jej powiedział, w końcu nie było między nimi tajemnic. Ale wtedy jeszcze nie potrafił wyjawić, że postać jego brata budziła w nim niechętny podziw. W końcu tamten osiągnął cel, zdobył władzę. Nie wahał się zwrócić do samego Pana Śmierci, przystać na jego przerażające warunki. To co robił, nie było może dobre, ale ich królestwo czciło oboje bogów. Vita i Mort. Dobro i zło. Małżeństwo. Równowaga. Anselm nie musiał pochwalać jego czynów, by je szanować. A na to ostatnie nie mógł nic poradzić.
Kiedy w końcu stało się zupełne jasne, kto dokładnie stoi przeciwko im, Penelopa postanowiła, że najwyższy czas zacząć działać. Nie zamierzała zawieść bogini, która wspierała ją na każdym kroku nowego życia.
Zaczęła od małych rzeczy. Usiłowała dowiedzieć się jak najwięcej o doczesnych poczynaniach Najwyższego Kapłana. Wątpiła, by dotarła do niej informacja o tym, jak wiele dusz zostało już poświęconych, ale mogła przynajmniej poznać jego metody.
Już na początku uświadomiła sobie, że zadanie było trudniejsze, niż na początku jej się wydawało. Nawet mimo swojej pozycji, dziedzic rodu Invel nie mógł tak po prostu poświęcać dusz bogom. Jego też obowiązywały jakieś zasady. Co prawda nigdy nie składał przysięgi o nieagresji, jak robili wszyscy poświęcający swoje życie na służbę Vicie, bo też nigdy samej bogini nie służył. Już na początku swojej kariery służył w skrzydle Morta, gdzie jak można się domyślić, odnosił znaczne sukcesy. Ale nawet kapłani Pana Śmierci mogli poświęcać mu jedynie zwierzęta. Wszyscy byli świadomi, co czekało tych, których dusze zostały poświęcone. Matki straszyły nieposłuszne dzieci opowieściami o przeraźliwej pustce i chciwych pazurach boga. Od setek lat przekazywanie dusz bogom było zakazane. Dlaczego bogom, a nie bogu? Cóż, nikt nie chciał, żeby Pan Śmierci poczuł się urażony. Lepiej przecież nie narażać się na jego gniew. Od zasady istniał jednak wyjątek. Za najstraszliwsze, najbardziej okrutne zbrodnie, przestępca mógł zostać skazany na poświęcenie Mortowi. Zdarzało się to bardzo rzadko, w końcu nikt nie chciał ryzykować takiego losu, jednak zawsze od czasu do czasu znajdował się ktoś, kto popełnił coś niewyobrażalnego. Księżniczka nawet nie mogła się zdziwić, gdy zauważyła, że w ostatnich latach liczba takich wyroków wzrosła.
Najwyższy Kapłan musiał jednak być bardzo ostrożny. Gdyby tylko ktoś zdołał udowodnić mu, że nieautoryzowanie poświęca ludzkie dusze, czekałaby go taka sama kara. Istniała oczywiście szansa, że ze względu na ich porozumienie, Mort pozwoliłby mu odrodzić się ponownie, ale bogowie nie słynęli z cierpliwości. Penelopa wątpiła, żeby zarówno jej przeciwnik, jak i ona, mogli dostać drugą szansę, gdyby zginęli przed zakończeniem zadania. Podejrzewała, że on również tak myślał. Wszystkie jego zbrodnie musiały być więc całkowicie uzasadnione, jak wyroki, lub całkowicie tajne, jak morderstwo kapłanki, którego dopełnił się w poprzednim życiu. Wydawało się więc, że nie było nawet najmniejszych szans, by dowiedzieć się czegoś więcej o poczynaniach mężczyzny.
Lecz wtedy natrafiła na raporty. Były ich dziesiątki, może nawet setki. Pochodziły z różnych części państwa i Penelopa nie była pewna, dlaczego wszystkie znajdowały się w stolicy. Ludzie zaczęli znikać. Jednego dnia wychodzili z domu i nigdy już nie wracali. Czasem w okolicy można było znaleźć ślady szamotaniny, ale w żadnym z przypadków nikt nic nie wiedział i nikt nic nie słyszał. Kilka razy jednak udało się znaleźć ślady, które wskazywały na to, że ofiary gdzieś wywożono. Za każdym razem prowadziły do stolicy. To nieco wyjaśniało miejsce składowania raportów i trudność, z jaką było jej znaleźć. W końcu nie znajdowały się w pierwszej lepszej części stolicy, a w samym jej sercu, jednym z pałacowych skrzydeł. W kwaterach Królewskich Służb Specjalnych, które odpowiadały za dziwne zdarzenia, niewyjaśnione zgony, oraz oczywiście siatkę szpiegowską i tajną sieć informacyjną, nie żeby o dwóch ostatnich wiedział ktokolwiek poza rodziną królewską, Najwyższym Kapłanem i samymi członkami. Sama Penelopa dowiedziała się o nich od jednego z braci, jako że nie miała szans na dziedziczenie tronu. Dostanie się do ich kwater wymagało szeregu kłamstw, manipulacji i dywersji, a i tak nie udałoby jej się, gdyby nie drobna, nieoczywista pomoc Vity.
Mimo, że zaplanowanie samego dostania się do środka i czekanie na odpowiednie okoliczności zajęło jej niemal trzy miesiące, była niezmiernie zdeterminowana, by osiągnąć swój cel. Nie powstrzymywało jej nawet to, że wtedy tak naprawdę nie wiedziała jeszcze, czy na miejscu w ogóle uda jej się coś znaleźć. I zawziętość się jej opłaciła. Wszystko, co choć trochę zbliżało ją do poznania przeciwnika, uznawała za wielki sukces, jednak to był sukces ogromny. Zrozumiała bowiem trzy ważne rzeczy. Raporty sięgały na kilkanaście lat wstecz, więc Najwyższy Kapłan miał dostęp do swoich wspomnień wcześniej niż ona i nawet gdy jeszcze był dzieckiem, już zaczął wykonywać swoje zadanie. Ilość raportów nie pozostawiała wątpliwości, że nie próżnował, a wręcz przeciwnie, systematycznie zbliżał się do celu. I wreszcie różnorodność miejsc i często krótkie odstępy czasowe między poszczególnymi zaginięciami doprowadziły ją do trzeciego wniosku. Tego jednego, którego obawiała się najbardziej. Najwyższy Kapłan, Lander Invel, nie działał sam.
Jak bardzo wiedza okazała się przygnębiająca, wciąż pozostawała wiedzą, a mając wiedzę, mogła rozpocząć działania. A raczej mogłaby, gdyby wymyśliła choć jeden sposób na pozbycie się całej siatki współpracowników kapłana. Samo to, że Służby Specjalne połączyły wszystkie sprawy i wszczęły śledztwo, było jakimś pocieszeniem. Jednak nikt, zupełnie nikt nie ośmieliłby się oskarżyć o cokolwiek Najwyższego Kapłana. Nawet gdyby sam król wysunął oskarżenie, lud mógłby wzniecić bunt z samego szacunku dla pozycji pośrednika bogów. Starszy Invel praktycznie kontrolował koronę. To dlatego Mort pozwolił mu odrodzić się jako szlachcic, który zostanie kapłanem, a nie jako książę. Oczywiście, król podejmował większość decyzji, ale gdyby Invel ich nie aprobował, wystarczyłoby jedno jego słowo, by zostały zmienione. Proste "bogowie są temu przeciwni", czy "Najwyżsi nie są z tego zadowoleni", które mógł wypowiedzieć praktycznie zawsze i wszędzie, dawały mu wszystko, czego mógłby zapragnąć.
Jej życie byłoby o wiele prostsze, gdyby nie odrodziła się jako dziewczyna. Co z tego, że była księżniczką, że miała miano honorowej kapłanki Vity? Wszystko to znaczyło praktycznie nic. Nie miała żadnej władzy, żadnych wpływów. Była niczym więcej, jak tylko politycznym narzędziem. Gdyby nie cieszyła się szczególną przychylnością Vity, nikt by jej nawet nie słuchał. Może korona była kontrolowana, jednak wciąż, jako książę miałaby większe pole do popisu.
Oczywiście, rozumiała, że gdyby była księciem, musiałaby wyjeżdżać i już zupełnie nie mogłaby powstrzymać starszego Invela. Jednak logiczne myślenie odchodziło w kąt, gdy znajdowała się na skraju, balansując między jedną trudnością a drugą. Vita musiała być naprawdę zdesperowana, skoro nie reagowała na wszystkie jej wyrzuty i groźby wypowiadane w tych momentach słabości. Potem oczywiście rzewnie przepraszała i składała wielkie ofiary, ale zazwyczaj bogowie nie dawali czasu na takie rzeczy.  
Anselm zareagował na wieści znacznie spokojniej. Jeśli istnienie Służb Specjalnych go zaskoczyło, nie dał po sobie tego poznać. Był dużo bardziej zainteresowany jej wyprawą do ich kwater. Mianowicie, dlaczego nic mu o niej nie powiedziała.
- Jak mam cię chronić, gdy robisz takie rzeczy? To było niebezpieczne, ja powinienem to zrobić, a nie ty - powiedział wtedy.
- Nie potrzebuję nieustannej ochrony. Potrafię o siebie zadbać. I nie miałam żadnego obowiązku, żeby cię o czymkolwiek informować - odpowiedziała w gniewie.
- Obiecałem coś twojemu bratu. Nie łamię danego słowa.
- Nie zamierzam siedzieć bezczynnie w bezpiecznym miejscu, gdy giną niewinni ludzie!
- Twoje bezpieczeństwo jest priorytetem! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści. 
- Priorytetem jest pokonanie Pana Śmierci! 
- I kto to zrobi, gdy coś ci się stanie? - spytał nagle łagodniej. 
Nawet po wszystkim, co mu powiedziała, nie był przeciwnikiem Morta. Nie naprawdę. Wychowano go w konkretny sposób, nigdy nie sprzeciwiłby się bogom. Jej misję widział raczej jako walkę przeciwko Najwyższemu Kapłanowi, niż temu, kto podarował mu to życie. Było to powodem ich licznych sporów, które jednak zawsze kończyły się w chwili, gdy Penelopa się uspokajała. Mimo wszystko, potrafiła go częściowo zrozumieć. Podejrzewała, że i ona widziałaby wszystko inaczej, gdyby była jedynie świadkiem, a nie uczestnikiem wszystkich wydarzań. Anselm czasem jednak nieco odpuszczał. Wiedział lepiej niż ktokolwiek, jakie argumenty najskuteczniej do niej trafiały. Dlatego też wtedy nie zaprzeczał, jakoby walczyli z Mortem. Oczywiście, odniosło to choć częściowy skutek. Księżniczka się uspokoiła i postanowili tymczasowo odpuścić temat, skupiając się na przedyskutowaniu wszystkiego, czego się dowiedziała.
Lecz nawet po kolejnych rozmowach i godzinach przemyśleń nie potrafili ustalić, co zrobią dalej. Nie było żadnego sposobu, by połączyć wszystkie zaginięcia z Najwyższym Kapłanem. Nawet łapiąc go na gorącym uczynku istniało wysokie prawdopodobieństwo, że ten wykaraska się z tego bez szwanku. Jego pozycja czyniła go wręcz nietykalnym. 
Nie mogąc zwalczyć problemu u źródła, postanowili w końcu zająć się likwidowaniem objawów. Skoro Invel miał całą siatkę pomocników, trzeba było ją zniszczyć, nitka po nitce. A nie mieli problemu z wymyśleniem, jak się do tego zabrać. Wystarczyło tylko śledzić Landera.
Plan był czasochłonny, a jego efekty niewielkie, jednak i tak lepszy, niż siedzenie bezczynnie. Prowadził do wielu nieprzespanych nocy, ale Penelopa i tak rzadko sypiała odkąd zaczęły wracać jej wspomnienia. Najwyższy Kapłan spotykał się ze swoimi pachołkami, nie można było ich nazwać inaczej, tylko w ciemności. Miał zapewne nadzieję, że uchroni go to przed wykryciem, tymczasem pozwoliło księżniczce i rycerzowi psuć mu szyki. Oboje zabiegani od jednej odpowiedzialności do kolejnej nie mogli narzekać na nadmiar wolnego czasu. Tylko w nocy, poza szczególnymi przypadkami, kiedy i ten czas był zajęty, mogli oddawać się swojemu zadaniu. 
W przeciągu kilku tygodni, kiedy nabierali wprawy, zwykłe śledzenie zmieniło się w prawdziwe przeszkadzanie w planach. Z podsłuchiwanych rozmów dowiadywali się o celu każdego z pachołków jeszcze zanim ten wyruszył, fałszując oficjalne pisma upewniali się, że miejsce jest wystarczająco strzeżone, a sam pachołek kończył zazwyczaj wplątany w jakąś drobną nielegalną sytuację, która zapewniała mu zaszczytne miejsce w zamkowych lochach. Przynajmniej do czasu, gdy stwierdzili, że równie dobrze mogą przesłuchiwać osoby spotykające się z Kapłanem. Wiązało się to jednak z tym, że takie osoby nie mogły potem nikomu o tym powiedzieć. A był tylko jeden sposób, by być tego w stu procentach pewnym. 
Na początku oboje mieli opory. Jedno to eliminowanie przeciwnika w walce, inne to zabijanie bezbronnego więźnia. Misja Penelopy wymagała jednak podejmowania trudnych decyzji. Ci ludzie czynili wiele zła na polecenie Kapłana, na cześć Pana Śmierci. Nie można było zaprzeczyć ich winie. W świetle prawa za swoje zbrodnie powinni zapłacić życiem. Dziewczyna może nie była dziedziczką i nie miała władzy, jednak została wychowana jako członek rodziny królewskiej. Niewielu miało na swoich rękach tyle krwi co władcy, nie ważne, czy była to krew niewinnych, czy zbrodniarzy. Sądy zawsze były częścią panowania, a wyroki śmierci zawsze były częścią sądów. Rozważając to wszystko, podjęła decyzję. Anselm natomiast trwał przy niej wiernie, dokładnie tak, jak obiecał.
Jednak, mimo wszystko, od czasu pierwszego przesłuchania zawsze przekraczała próg świątyni Pani Życia z niejakim niepokojem. Nawet jeśli to rycerz zawsze był tym, który musiał czyścić swój miecz tuż przed świtem, wyrok wydawała ona. A wydawał się on niezgodny ze wszystkimi zasadami, jakimi kierowały się kapłanki Vity. 
Jeszcze w poprzednim życiu słyszała powiedzenie "cel uświęca środki". Skoro bogini nie zakończyła jeszcze jej egzystencji, widocznie była to prawda.
Z każdym kolejnym przesłuchaniem oboje zdawali się coraz bardziej przyzwyczajać do faktu odbierania życia. Oboje twardo trzymali się różnicy między nimi, a Kapłanem - oni nie poświęcali dusz, jedynie robili to, co konieczne. I tak każdy los był lepszy, niż bycie poświęconym. 
Nie każda noc poza łóżkiem kończyła się konfrontacją. Pachołki nigdy nie wiedziały wiele. Tylko to, co było zupełnie niezbędne. Co jakiś czas wciąż przeprowadzali z nimi rozmowy, ale było to czysto zapobiegawcze. Wyjątek stanowiły przypadki, gdy podsłuchując spotkania Kapłana, usłyszeli coś dziwnego. Wszelkie niezgodności, sprzeczności, czy zwykłe zmiany - nic nie mogło zostać przez nich pominięte. Skutki mogły okazać się katastrofalne. Raz tak się stało i po masakrze, która po tym nastąpiła, Penelopa i Anselm wiedzieli, że nigdy już nie mogą sobie pozwolić na nieuwagę. 
Jednak nocne wyprawy nie były wszystkim. Każdy publiczny posiłek, każde opuszczenie murów pałacu, każdy ruch poza prywatnymi komnatami, wszystko wymagało niesamowitej czujności, graniczącej niemal z paranoją. Nigdy nie było wiadomo, kiedy przeciwnik się potknie i nieświadomie wyjawi coś istotnego. 
Między obowiązkami wobec bogini a tymi wobec kraju trudno było znaleźć choć chwilę na odpoczynek. Trudno było utrzymać w tajemnicy ciemne kręgi pod oczami, czy zasypianie nawet na stojąco w losowych momentach. Zaczynało brakować chęci, by rano wstać z łóżka, jeśli oczywiście w ogóle się kładli. Ale dopiero gdy zawroty głowy doprowadziły księżniczkę do utraty przytomności w trakcie spaceru z rodzicami, Anselm powiedział dość.
Trudno było znaleźć idealne rozwiązanie, jednak rycerz uświadomił Penelopie, że kontynuując w taki sposób, doprowadzą się do stanu, w którym nie będą w stanie przeszkodzić Landerowi. Ustalali grafiki, dzięki którym każde z nich miało mieć czas na odpoczynek. W końcu postanowili nawet zatrudnić sobie pomoc. Wadą zatrudnianych było to, że zawsze mogli zdradzić na rzecz tego, kto zapłaci im więcej. Zaletą to, że nie zadawali pytań. 
W końcu udało się opracować system bliski perfekcji. Wciąż wiele nocy pozostawało nieprzespanych, a wiele dni paranoicznych, ale nie odbijało się to już w takim stopniu na ich zdrowiu. Czasem zdarzało się, że rówieśniczki musiały budzić księżniczkę w środku zajęć, a Anselm przez nieuwagę całował ziemię na treningach. Niekiedy wykonywali powtarzalne czynności w transie, nie zwracając uwagi na otoczenie, o czym przekonywali się dopiero, gdy ktoś oczekiwał od nich jakiejś reakcji. Udawało im się jednak robić to na tyle naturalnie, że wszyscy ostatecznie stwierdzali, że to część ich osobowości.
W całym zamieszaniu Penelopa niemal zapomniała o zbliżającej się wizycie władców sąsiedniego królestwa. Były traktaty, które wymagały przedłużenia i nowe, które trzeba było uzgodnić. A jeśli plotki były prawdziwe, jedna z księżniczek mogła wyjechać obiecana któremuś z książąt. Dla Penelopy wszystko to znaczyło mniej więcej tyle, że przez najbliższy czas będzie musiała się zachowywać jak idealna księżniczka. Żadnego zasypiania, czy odpływania w trakcie konwersacji. I czyż nie było to po prostu wspaniałe!


-----------------------------------------
------------------
-----------------------------------------

Streszczę się.
Pisanie przez ostatnie kilka miesięcy idzie mi po prostu... aż brak mi słów.
Może utknęłam trochę między całą tą ideą nowej szkoły, internatu, przygotowaniem do certyfikatu z angielskiego i prowadzeniem szkolnej gazetki. 
Tak bardzo nie wiem co właściwie dzieje się z Odrodzeniem. Mam kilka zaplanowanych punktów, jak zakończenie (serio, ostatnie rozdziały mam już tak rozpracowane, że bardziej już chyba nie możne) i jakieś 3-4 większe wydarzenia na przestrzeni całości. Ale poza tym? Kompletna improwizacja. Staram się dopracować wszystko jak najlepiej, stąd też tyle to zajmuje. 
Dobra, zanim notatka będzie dłuższa od rozdziału...
Nie powiem, kiedy następna aktualizacja, bo i tak się pewnie bym z tego nie wywiązała. Styl zmienię kiedy indziej, bo naprawdę nie mam już teraz siły bawić się HTML.
Tymczasem
Do następnego~
~AT

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz